Przed wieloma laty, w ogromnej posesji Hassinthonów, żyła uboga dziewczyna. Nie miała imienia, od zawsze była tylko "pokojową", lecz nie przeszkadzało jej to. Dopóki miała gdzie spać i co włożyć do ust, była szczęśliwa. Jednak w dniu, w którym poznała tajemniczego Richarda Hassinthon, pierworodnego syna Lady Hassinthon, jej życie uległo diametralnej zmianie. Richard obudził w niej niesłabnący ogień, a płomień miłości, jaki rozpalał w jej sercu za każdym razem, gdy ją dotykał, wywoływał w niej namiętne pożądanie. Owocem tego uczucia okazało się dziecko. Gdy tylko ten czyn wyszedł na jaw, Lady Hassinthon rozkazała natychmiast stracić służącą, a syna wysłała za morze do brata.
Dziecko wyrastało na uroczą dziewczynkę o pięknym imieniu Emmanuelle. W wieku siedmiu lat, potrafiła zaskarbić sobie sympatię wszystkich mieszkających w posesji. Nie sprawiała problemów, zachowywała się nienagannie, a Lady Hassinthon traktowała ją niemal jak rodzoną córkę, jednak nigdy nie odpowiadała na pytania związane z jej prawdziwymi rodzicami.
Richard Hassinthon co jakiś czas odwiedzał rodzinną posesję, a z Emmanuellą odnalazł wspólny język. Naturalnie Lady zakazała informować ją o tym, iż jest jej ojcem.
Emmanuella dorastała samotnie wśród starych murów. Lady Hassinthon nie wysłała jej do szkoły z internatem, by zdobywała wiedzę. Zatrudniła profesora, który codzienne przez osiem godzin wbijał jej do głowy algebrę i łacinę. Uczyła się również płynnego czytania, kaligrafowania oraz języka francuskiego, jaki wydał jej się naprawdę piękny. Osiem godzin w tygodniu poświęcała na grę na fortepianie. Kochała ten instrument, a z pod jej palców wychodziły coraz to piękniejsze utwory. Popołudniami, Lady siadała z nią przy kominku i razem z nią haftowała, szyła sukienki, wyszywała ozdobne wzory pozłacanymi nićmi na jedwabnych chusteczkach. I chociaż czasami Emmanuelli nie podobało się robienie tych wszystkich czynności, nie narzekała. Od urodzenia wpajano jej, iż dziewczęta w jej wieku właśnie tak spędzają czas.
Dziewczę z każdym rokiem rozkwitało coraz piękniej. Długie kasztanowe loki sięgały jej już niemal do pasa, blada skóra była niesamowicie gładka, a pełne, malinowe usta niemal cały czas rozciągała w cudownym uśmiechu. Jednak największym jej atutem były oczy. Niespotykany fiołkowy kolor był tożsamy z niesamowitymi tęczówkami Richarda, przez co Lady Hassinthon bała się za każdym razem, gdy ten ich odwiedzał, że wszystko wyjdzie na jaw. A ona nie mogła pozwolić, by Emmanuelle dowiedziała się o swoich prawdziwych rodzicach - było to takie drobne dziwactwo Lady.
Jednak życie w posesji Hassinthonów toczyło się z każdym dniem tak samo. Aż do osiągnięcia przez Emmanuelle wieku szesnastu lat. Wtedy wszystko uległo diametralnej zmianie - tak jak wtedy, gdy bezimienna służąca zapałała miłością do Richarda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz