Wszystko zaczęło się...
Tak naprawdę, to nie znam konkretnej daty. Nie jestem maniaczką liczb i nie odliczam czasu od jakiegoś wydarzenia do innego. Czasem zapominam jaki mamy miesiąc albo rok. W każdym razie było to mniej więcej rok po śmierci mojej siostry. Tak, uznacie pewnie teraz, że jestem kolejną fanatyczką, która będzie wam wciskać jakieś żałosne wyciskacze łez o rozłące, na jaką nikt nie mógł nic poradzić. Lecz jest wręcz przeciwnie. Nie zamierzam pisać o mojej siostrze. Tęsknię za nią, to prawda, jednak nie była na tyle interesującą osobą, by powstała o niej jakaś sensowna historia. Ale ja? Ja jestem bardzo ciekawa. Nie odbiegając od tematu, postaram się opisać to najlepiej, jak będę potrafiła.
A więc, wszystko zaczęło się od nic nieznaczącej ulotki. Końcem wakacji, jak każdego ranka, siedziałam sobie na kuchennym parapecie i zajadając ulubione płatki, czytałam książkę z listy, którą kiedyś stworzyła Thea. Ona oczywiście nie da rady już nic z niej przeczytać, bo nie żyje, ale ja obrałam sobie za cel zrealizowanie tej listy. I chociaż po roku byłam bliżej początku niż końca, uporczywie odhaczałam kolejne pozycje literackie. Aktualnie czytane przeze mnie dzieło nosiło tytuł „Przed świtem“ i byłam właśnie w trakcie ciągnącej się w nieskończoność, bolesnej przemiany Belli w wampira, gdy do kuchni wmaszerował ojciec, a zaraz za nim mama. Byli dobrymi rodzicami i kochającym się małżeństwem. Mama, pomimo trzydziestu pięciu lat, wciąż wyglądała uroczo i atrakcyjnie, a ojciec prezentował się bardzo dostojnie.
- Właśnie podjęliśmy decyzję - odezwała się matka i wyciągnęła w moją stronę ulotkę, jaką trzymała w ręce.
Niechętnie oderwałam się od opisu katuszy przechodzących Bellę i spoglądając na rodziców, wzięłam kolorowy świstek papieru.
- Jaką decyzję? Co to ma być? - przyjrzałam się ulotce.
Szkoła z internatem dla młodzieży w wieku 14-16 lat.
- Zaczynasz tam naukę od września. Możesz iść się pakować, jutro rano wyjeżdżasz.
Żadnego wyjaśnienia, kompletnie nic. Powiedzieli to, co mieli i po prostu wyszli, zostawiając mnie samą z kartką, którą mimowolnie zgniotłam.
Teraz jestem świadoma dlaczego tak postąpili, ale wtedy byłam pełna gniewu, goryczy i smutku. Przez całe życie zachowywałam się nienagannie. Robiłam wszystko o co mnie prosili, dobrze się uczyłam, nie wszczynałam awantur, nie malowałam się, nie ubierałam wyzywająco, nie prosiłam o pieniądze, nie pyskowałam, nie dokuczałam, nie przychodziłam późno do domu, a teraz, po tym wszystkim, po wysiłku jaki musiałam włożyć w to, by być dobrą osobą, oni, tak po prostu, bez wyraźniej przyczyny, wyrzucają mnie z domu. Owszem, rozmawialiśmy o internacie, ale to tylko dlatego, że Thea chciała iść do takiej szkoły. Wielokrotnie kłóciła się z rodzicami właśnie o czesne na internat. Ale dlaczego pomyśleli, że ja również chciałam tego, o czym marzyła moja siostra? Byłyśmy zupełnie inne! No dobrze, z wyglądu nie bardzo się różniłyśmy, gdyż obie miałyśmy długie, ciemne loki i zielone oczy, ale to by było na tyle. Charakter i wnętrze miałyśmy kompletnie różne! Ja od zawsze kochałam ciszę i spokój, ona nie potrafiła przesiedzieć dnia bez głośnej muzyki i chichotów; ja nie miałam przyjaciół, ona kumplowała się z całą szkołą; ja wolałam pojeździć na rowerze, ona ubierała skąpe bikini i biegła z przyjaciółkami na basen, a jedyne co lubiła prawie tak samo jak ja, to czytanie książek. Było tyle cech, które nas od siebie różniły, że nie byłam w stanie uwierzyć w to, iż rodzice faktycznie chcą mnie wysłać w jakieś całkowicie obce miejsce.
Rzuciłam książką ze złością. Przeleciała przez całą kuchnię, uderzyła w ścianę koło drzwi i opadła z głuchym uderzeniem na podłogę. Z okładki spoglądała na mnie biała figura szachowa. Właśnie przyszedł czas na mój ruch, a ja zostałam otoczona z każdej strony.
Tak naprawdę, to nie znam konkretnej daty. Nie jestem maniaczką liczb i nie odliczam czasu od jakiegoś wydarzenia do innego. Czasem zapominam jaki mamy miesiąc albo rok. W każdym razie było to mniej więcej rok po śmierci mojej siostry. Tak, uznacie pewnie teraz, że jestem kolejną fanatyczką, która będzie wam wciskać jakieś żałosne wyciskacze łez o rozłące, na jaką nikt nie mógł nic poradzić. Lecz jest wręcz przeciwnie. Nie zamierzam pisać o mojej siostrze. Tęsknię za nią, to prawda, jednak nie była na tyle interesującą osobą, by powstała o niej jakaś sensowna historia. Ale ja? Ja jestem bardzo ciekawa. Nie odbiegając od tematu, postaram się opisać to najlepiej, jak będę potrafiła.
A więc, wszystko zaczęło się od nic nieznaczącej ulotki. Końcem wakacji, jak każdego ranka, siedziałam sobie na kuchennym parapecie i zajadając ulubione płatki, czytałam książkę z listy, którą kiedyś stworzyła Thea. Ona oczywiście nie da rady już nic z niej przeczytać, bo nie żyje, ale ja obrałam sobie za cel zrealizowanie tej listy. I chociaż po roku byłam bliżej początku niż końca, uporczywie odhaczałam kolejne pozycje literackie. Aktualnie czytane przeze mnie dzieło nosiło tytuł „Przed świtem“ i byłam właśnie w trakcie ciągnącej się w nieskończoność, bolesnej przemiany Belli w wampira, gdy do kuchni wmaszerował ojciec, a zaraz za nim mama. Byli dobrymi rodzicami i kochającym się małżeństwem. Mama, pomimo trzydziestu pięciu lat, wciąż wyglądała uroczo i atrakcyjnie, a ojciec prezentował się bardzo dostojnie.
- Właśnie podjęliśmy decyzję - odezwała się matka i wyciągnęła w moją stronę ulotkę, jaką trzymała w ręce.
Niechętnie oderwałam się od opisu katuszy przechodzących Bellę i spoglądając na rodziców, wzięłam kolorowy świstek papieru.
- Jaką decyzję? Co to ma być? - przyjrzałam się ulotce.
Szkoła z internatem dla młodzieży w wieku 14-16 lat.
- Zaczynasz tam naukę od września. Możesz iść się pakować, jutro rano wyjeżdżasz.
Żadnego wyjaśnienia, kompletnie nic. Powiedzieli to, co mieli i po prostu wyszli, zostawiając mnie samą z kartką, którą mimowolnie zgniotłam.
Teraz jestem świadoma dlaczego tak postąpili, ale wtedy byłam pełna gniewu, goryczy i smutku. Przez całe życie zachowywałam się nienagannie. Robiłam wszystko o co mnie prosili, dobrze się uczyłam, nie wszczynałam awantur, nie malowałam się, nie ubierałam wyzywająco, nie prosiłam o pieniądze, nie pyskowałam, nie dokuczałam, nie przychodziłam późno do domu, a teraz, po tym wszystkim, po wysiłku jaki musiałam włożyć w to, by być dobrą osobą, oni, tak po prostu, bez wyraźniej przyczyny, wyrzucają mnie z domu. Owszem, rozmawialiśmy o internacie, ale to tylko dlatego, że Thea chciała iść do takiej szkoły. Wielokrotnie kłóciła się z rodzicami właśnie o czesne na internat. Ale dlaczego pomyśleli, że ja również chciałam tego, o czym marzyła moja siostra? Byłyśmy zupełnie inne! No dobrze, z wyglądu nie bardzo się różniłyśmy, gdyż obie miałyśmy długie, ciemne loki i zielone oczy, ale to by było na tyle. Charakter i wnętrze miałyśmy kompletnie różne! Ja od zawsze kochałam ciszę i spokój, ona nie potrafiła przesiedzieć dnia bez głośnej muzyki i chichotów; ja nie miałam przyjaciół, ona kumplowała się z całą szkołą; ja wolałam pojeździć na rowerze, ona ubierała skąpe bikini i biegła z przyjaciółkami na basen, a jedyne co lubiła prawie tak samo jak ja, to czytanie książek. Było tyle cech, które nas od siebie różniły, że nie byłam w stanie uwierzyć w to, iż rodzice faktycznie chcą mnie wysłać w jakieś całkowicie obce miejsce.
Rzuciłam książką ze złością. Przeleciała przez całą kuchnię, uderzyła w ścianę koło drzwi i opadła z głuchym uderzeniem na podłogę. Z okładki spoglądała na mnie biała figura szachowa. Właśnie przyszedł czas na mój ruch, a ja zostałam otoczona z każdej strony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz