Stała niezdecydowana na ulicy. Była
już spóźniona, jednak nie dbała o to. Przecież decyzja o opuszczeniu
tego miejsca będzie miała wpływ na całe jej życie! Ale czy jej
egzystencję można było jeszcze nazywać życiem? Przecież zmarła dwanaście
lat temu. Bardzo dobrze pamiętała dzień swojego pogrzebu. Oglądała to
wszystko z góry - widziała rozpaczających nad jej śmiercią krewnych,
księdza w czarnej sutannie, trumnę, w której spoczywało jej kruche
dziesięcioletnie ciało... Pamiętała też pierwszy dzień tu, w swoim nowym
domu. Została przydzielona pod opiekę jednemu z Aniołów i on ją
wychował. Nauczył wszystkiego, co powinna wiedzieć. Lecz po co? Po to,
by w wieku dwudziestu dwóch lat odejść z miejsca, do którego tak bardzo
się przywiązała? Miała ponownie wrócić na ziemię i zacząć nowe życie?
Przecież to było niemożliwe i ona doskonale o tym wiedziała.
Spojrzała raz jeszcze w stronę domu, gdzie spędziła resztę dzieciństwa po śmierci. Wydało jej się, że za firaną mignęła znajoma twarz Anioła. Łza zakręciła jej się w oku i wypłynęła na blady policzek. Otarła ją wierzchem dłoni. Przypomniała sobie obietnicę daną swojemu wychowawcy: będzie silna wtedy, gdy przyjdzie czas się pożegnać.
Podjęła
decyzję i szybkim krokiem ruszyła drogą w stronę Wielkiej Bramy,
pozostawiając za sobą wszystko, co wydarzyło się w ciągu tych dwunastu
długich, a zarazem krótkich lat.
Dotarła
na miejsce szybciej niż się spodziewała. Tak jak myślała, klucznik
czekał już na nią. Posłał jej pocieszający uśmiech, mający zapewnić ją,
że na ziemi będzie zdecydowanie lepiej niż tutaj. W końcu dostała Szansę.
Nie uwierzyła.
Nie uwierzyła.
- Możesz otworzyć - szepnęła, wskazując na Wielką Bramę. - Jestem gotowa, Piotrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz