Wyszedł na ulicę. Było już koło północy, lecz on musiał wybrać się na
przechadzkę. Uwielbiał noc. Czół się wtedy taki swobodny, wolny.
Spacerując
ulicami, które rozświetlały pojedyncze latarnie, starał się nie zwracać
uwagi na naglącą potrzebę. Potrzebę, która rosła z każdą sekundą,
przemieniając się w pożądanie.
- Muszę się napić - wymamrotał chwytając się za gardło i przymykając oczy.
Przystanął
i oparł się plecami o ścianę jednego z miejscowych bloków. Jego serce
przyspieszyło, kolana zaczęły drżeć. Coraz szybciej oddychał, ale to
powoli przestawało mu wystarczać.
- Muszę się napić - powtórzył przymykając oczy i wdychając nosem powietrze.
Natychmiast zesztywniał. W powietrzu czuł coś niepokojącego.
- Nie! - wyrwało mu się.
Wyczuł
krew. Ciepłą, świeżą krew. Tak intensywny zapach mogła wydzielać tylko
porzucona dziewczyna. Momentalnie się poruszył. Otworzył powieki i aż
jęknął. Wszystko przybrało czerwony odcień krwi. Napiął mięśnie i
odsunął się od ściany. Mimowolnie zaczął iść w stronę przyciągającej go
woni. Stawiał coraz szybsze kroki.
Po chwili ją dojrzał. Jako jedyna
nie była czerwona. Otaczała ją błękitna poświata, jej aura, którą mógł
dostrzec tylko on. Szła po drugiej stronie ulicy z pochyloną głową.
Twarz zasłaniały jej gęste ciemne loki. Miała na sobie tylko cieniutką
bluzkę na ramiączkach i króciutką spódniczkę. Przez ramię przewieszoną
miała czarną torbę. Wlepił w nią spojrzenie. Wyglądała na mniej niż
siedemnaście lat.
Nie dobrze, pomyślał, jest niepełnoletnia.
Obowiązywała go zasada. Nie mógł tknąć nikogo, kto nie ukończył osiemnastu lat.
Mimo
to, nadal zmierzał w jej kierunku. Niespodziewanie, dziewczyna
podniosła głowę i spojrzała prosto w jego twarz. Wciągnął powietrze
zaskoczony soczystą barwą jej zielonych oczu, gęstych rzęs i pełnych
ust, muśniętych czerwoną szminką. Natychmiast przeniosła spojrzenie na
swoje nogi i przyspieszyła kroku. Też przyspieszył. Ciągnęło go do niej,
jej krew go przyzywała.
Kilkoma dużymi krokami przemierzył jezdnię.
Usłyszał łomotanie jej serca. Prawie biegła, lecz on szybko stawiał
kolejne kroki. Zaczęła biec, lecz nie miała szans. Wyciągnął rękę i
złapał ją za ramię. Spróbowała się wyszarpnąć, ale trzymał ją mocno.
Odwrócił ją ku sobie i ujrzał strach w jej dużych oczach, w których
powolutku zaczynały gromadzić się łzy.
- Czego chcesz? - wyszeptała, nadal próbując się wyrwać.
Jej błękitna aura zafalowała i zaczęła zmieniać kolor na zielony, co oznaczało, że bała się coraz bardziej.
Zaśmiał się i przycisnął ją do muru kamienicy. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że oddalił się od domu aż dziesięć przecznic.
- Zostaw mnie! - usiłowała krzyknąć, lecz wydobył się z niej kolejny szept.
-
Tylko się napiję. Od dawna nie piłem tak pięknie pachnącej krwi -
wymruczał do jej ucha, a ona na ułamek sekundy zesztywniała, po czym
zaczęła się wyrywać.
Okładała go pięściami, kopała, lecz nie zwracał
na to uwagi. Był zbyt zajęty wdychaniem intensywnego zapachu, który
wydzielała. Uśmiechnął się błogo i jednym szybkim ruchem złapał obie jej
ręce w swoją dłoń, po czym przycisnął do szorstkiej ściany. Nie
obchodziło go, że jest nieletnia, nie przeszkadzało mu, że się wyrywa.
Chciał jej krwi. Wręcz jej pragnął.
- To zaboli tylko troszkę - szepnął, a po jej policzkach spłynęły łzy przerażenia.
Wolną
ręką odgarnął jej włosy za ucho i chwytając za brodę przechylił jej
głowę, odsłaniając szyję. Kopała go, lecz on pochylił się i znalazłszy
żyłę wbił swoje zęby w jej cienką skórę.
Powietrze wypełnił
przerażający krzyk dziewczyny, który przemienił się w szloch. Przestała
się wyrywać, stała nieruchomo przyparta do muru, a po jej policzkach
spływały słone łzy.
Zaczął wysysać jej ciepłą, słodką krew. Sprawiło
mu to taką ulgę i przyjemność, że puścił jej ręce i położył je na jej
talii. Wiedział, że już nie jest w stanie mu uciec. Pił jeszcze przez
chwilę, po czym oderwał się od jej szyi. Rana momentalnie się
zasklepiła, lecz na jej szyi został niewyraźny ślad jego zębów.
-
Popełniłem błąd, ponieważ jesteś nieletnia, ale należą ci się
podziękowania, za użyczenie mi szyi - mruknął jej do ucha, po czym
delikatnie pocałował ją w usta.
I odszedł. Tak po prostu odszedł.
Osunęła
się bezwładnie po ścianie. Od jej szyi zaczęły rozchodzić się maleńkie
igiełki bólu, jakby przeszywana była szpilkami. Bolało, ale nie aż tak,
jak wtedy, gdy zatopił swoje zęby w jej szyi. Próbowała się poruszyć,
otrzeć łzy. Nie potrafiła. Wyssał z niej życie, powoli opadała w
otępienie. Minęła chwila i przestała czuć. Na jej twarzy zagościł
delikatny uśmiech, jakby śniło jej się coś ładnego. Ale nie spała. Jej
stan był spowodowany dużym brakiem krwi.
Umierała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz