niedziela, 30 marca 2014

[00] Krew śmiertelniczki - Prolog

Wyszedł na ulicę. Było już koło północy, lecz on musiał wybrać się na przechadzkę. Uwielbiał noc. Czół się wtedy taki swobodny, wolny.
Spacerując ulicami, które rozświetlały pojedyncze latarnie, starał się nie zwracać uwagi na naglącą potrzebę. Potrzebę, która rosła z każdą sekundą, przemieniając się w pożądanie.
- Muszę się napić - wymamrotał chwytając się za gardło i przymykając oczy.
Przystanął i oparł się plecami o ścianę jednego z miejscowych bloków. Jego serce przyspieszyło, kolana zaczęły drżeć. Coraz szybciej oddychał, ale to powoli przestawało mu wystarczać.
- Muszę się napić - powtórzył przymykając oczy i wdychając nosem powietrze.
Natychmiast zesztywniał. W powietrzu czuł coś niepokojącego.
- Nie! - wyrwało mu się.
Wyczuł krew. Ciepłą, świeżą krew. Tak intensywny zapach mogła wydzielać tylko porzucona dziewczyna. Momentalnie się poruszył. Otworzył powieki i aż jęknął. Wszystko przybrało czerwony odcień krwi. Napiął mięśnie i odsunął się od ściany. Mimowolnie zaczął iść w stronę przyciągającej go woni. Stawiał coraz szybsze kroki.
Po chwili ją dojrzał. Jako jedyna nie była czerwona. Otaczała ją błękitna poświata, jej aura, którą mógł dostrzec tylko on. Szła po drugiej stronie ulicy z pochyloną głową. Twarz zasłaniały jej gęste ciemne loki. Miała na sobie tylko cieniutką bluzkę na ramiączkach i króciutką spódniczkę. Przez ramię przewieszoną miała czarną torbę. Wlepił w nią spojrzenie. Wyglądała na mniej niż siedemnaście lat.
Nie dobrze, pomyślał, jest niepełnoletnia.
Obowiązywała go zasada. Nie mógł tknąć nikogo, kto nie ukończył osiemnastu lat.
Mimo to, nadal zmierzał w jej kierunku. Niespodziewanie, dziewczyna podniosła głowę i spojrzała prosto w jego twarz. Wciągnął powietrze zaskoczony soczystą barwą jej zielonych oczu, gęstych rzęs i pełnych ust, muśniętych czerwoną szminką. Natychmiast przeniosła spojrzenie na swoje nogi i przyspieszyła kroku. Też przyspieszył. Ciągnęło go do niej, jej krew go przyzywała.
Kilkoma dużymi krokami przemierzył jezdnię. Usłyszał łomotanie jej serca. Prawie biegła, lecz on szybko stawiał kolejne kroki. Zaczęła biec, lecz nie miała szans. Wyciągnął rękę i złapał ją za ramię. Spróbowała się wyszarpnąć, ale trzymał ją mocno. Odwrócił ją ku sobie i ujrzał strach w jej dużych oczach, w których powolutku zaczynały gromadzić się łzy.
- Czego chcesz? - wyszeptała, nadal próbując się wyrwać.
Jej błękitna aura zafalowała i zaczęła zmieniać kolor na zielony, co oznaczało, że bała się coraz bardziej.
Zaśmiał się i przycisnął ją do muru kamienicy. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że oddalił się od domu aż dziesięć przecznic.
- Zostaw mnie! - usiłowała krzyknąć, lecz wydobył się z niej kolejny szept.
- Tylko się napiję. Od dawna nie piłem tak pięknie pachnącej krwi - wymruczał do jej ucha, a ona na ułamek sekundy zesztywniała, po czym zaczęła się wyrywać.
Okładała go pięściami, kopała, lecz nie zwracał na to uwagi. Był zbyt zajęty wdychaniem intensywnego zapachu, który wydzielała. Uśmiechnął się błogo i jednym szybkim ruchem złapał obie jej ręce w swoją dłoń, po czym przycisnął do szorstkiej ściany. Nie obchodziło go, że jest nieletnia, nie przeszkadzało mu, że się wyrywa. Chciał jej krwi. Wręcz jej pragnął.
- To zaboli tylko troszkę - szepnął, a po jej policzkach spłynęły łzy przerażenia.
 Wolną ręką odgarnął jej włosy za ucho i chwytając za brodę przechylił jej głowę, odsłaniając szyję. Kopała go, lecz on pochylił się i znalazłszy żyłę wbił swoje zęby w jej cienką skórę.
Powietrze wypełnił przerażający krzyk dziewczyny, który przemienił się w szloch. Przestała się wyrywać, stała nieruchomo przyparta do muru, a po jej policzkach spływały słone łzy.
Zaczął wysysać jej ciepłą, słodką krew. Sprawiło mu to taką ulgę i przyjemność, że puścił jej ręce i położył je na jej talii. Wiedział, że już nie jest w stanie mu uciec. Pił jeszcze przez chwilę, po czym oderwał się od jej szyi. Rana momentalnie się zasklepiła, lecz na jej szyi został niewyraźny ślad jego zębów.
- Popełniłem błąd, ponieważ jesteś nieletnia, ale należą ci się podziękowania, za użyczenie mi szyi - mruknął jej do ucha, po czym delikatnie pocałował ją w usta.
I odszedł. Tak po prostu odszedł.
Osunęła się bezwładnie po ścianie. Od jej szyi zaczęły rozchodzić się maleńkie igiełki bólu, jakby przeszywana była szpilkami. Bolało, ale nie aż tak, jak wtedy, gdy zatopił swoje zęby w jej szyi. Próbowała się poruszyć, otrzeć łzy. Nie potrafiła. Wyssał z niej życie, powoli opadała w otępienie. Minęła chwila i przestała czuć. Na jej twarzy zagościł delikatny uśmiech, jakby śniło jej się coś ładnego. Ale nie spała. Jej stan był spowodowany dużym brakiem krwi.
Umierała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz