wtorek, 9 grudnia 2014

ZM Prolog

Stała niezdecydowana na ulicy. Była już spóźniona, jednak nie dbała o to. Przecież decyzja o opuszczeniu tego miejsca będzie miała wpływ na całe jej życie! Ale czy jej egzystencję można było jeszcze nazywać życiem? Przecież zmarła dwanaście lat temu. Bardzo dobrze pamiętała dzień swojego pogrzebu. Oglądała to wszystko z góry - widziała rozpaczających nad jej śmiercią krewnych, księdza w czarnej sutannie, trumnę, w której spoczywało jej kruche dziesięcioletnie ciało... Pamiętała też pierwszy dzień tu, w swoim nowym domu. Została przydzielona pod opiekę jednemu z Aniołów i on ją wychował. Nauczył wszystkiego, co powinna wiedzieć. Lecz po co? Po to, by w wieku dwudziestu dwóch lat odejść z miejsca, do którego tak bardzo się przywiązała? Miała ponownie wrócić na ziemię i zacząć nowe życie? Przecież to było niemożliwe i ona doskonale o tym wiedziała.

Spojrzała raz jeszcze w stronę domu, gdzie spędziła resztę dzieciństwa po śmierci. Wydało jej się, że za firaną mignęła znajoma twarz Anioła. Łza zakręciła jej się w oku i wypłynęła na blady policzek. Otarła ją wierzchem dłoni. Przypomniała sobie obietnicę daną swojemu wychowawcy: będzie silna wtedy, gdy przyjdzie czas się pożegnać.

Podjęła decyzję i szybkim krokiem ruszyła drogą w stronę Wielkiej Bramy, pozostawiając za sobą wszystko, co wydarzyło się w ciągu tych dwunastu długich, a zarazem krótkich lat.

Dotarła na miejsce szybciej niż się spodziewała. Tak jak myślała, klucznik czekał już na nią. Posłał jej pocieszający uśmiech, mający zapewnić ją, że na ziemi będzie zdecydowanie lepiej niż tutaj. W końcu dostała Szansę.

Nie uwierzyła.

- Możesz otworzyć - szepnęła, wskazując na Wielką Bramę. - Jestem gotowa, Piotrze.

niedziela, 30 listopada 2014

Mój były chłopak

Wszystko zaczęło się wtedy, gdy rzuciłam się z pięściami na przypadkową dziewczynę, która raczyła rozmową mojego chłopaka, podczas gdy ja byłam poprawić w łazience makijaż. A może właśnie wtedy wszystko się skończyło? Nie mam pojęcia, w mojej głowie do tej pory panuje mętlik. Pamiętam tyle, że wówczas chłopak siłą odciągał moje pięści od jej trupio bladej twarzy. To był dopiero maleńki fragment głazu, który pociągnął mnie w dół. Reszta przycisnęła mnie do ziemi dopiero kilkanaście minut później, gdy on wywlókł mnie na zewnątrz, skończył nasz związek, zrzucił wszystko na moją chorobliwą zazdrość i zostawił pod kamiennym murem całą zapłakaną i błagającą, by wrócił. Więcej nie udało mi się zapamiętać. wiem tyle, że pogrążyłam się w całkowitej rozpaczy, ponieważ był tym, przy którym chciałam zostać do końca życia. Następnego ranka znalazła mnie przyjaciółka - zmarzniętą, zapłakaną i kompletnie nieświadomą tego, co działo się ze mną przez kilka poprzednich godzin. Kolejnych kilka miesięcy nie pamiętam zbyt dobrze. Na początku załamałam się psychicznie i wylądowałam na jakiejś terapii w zamkniętym Ośrodku. Potem wróciłam do domu i znów się załamałam, ponieważ wszystko przypominało mi mojego chłopaka. Podobno próbowałam nawet popełnić samobójstwo, ale akurat w to nie jestem w stanie uwierzyć, bo od zawsze ceniłam sobie życie. Ponownie trafiłam do Ośrodka, lecz tym razem minęło naprawdę bardzo, bardzo dużo czasu, nim stwierdzili, że jest już ze mną w porządku.
Jednak najistotniejszym było dla mnie to, że już nie potrzebowałam mojego chłopaka. Od tamtego czasu nawet o nim nie myślałam, a gdy na co tygodniowych wizytach u psychologa był wspominany, zaczęłam go nazywać "moim byłym chłopakiem". Zrozumiałam również, że nasz związek rozpadł się przeze mnie i przez moją zazdrość. Na początku tego nie rozumiałam, o wszystko obwiniałam mojego byłego chłopaka, ale później zdałam sobie sprawę, że faktycznie byłam chora i dopiero Ośrodkowi udało się mi pomóc.
Można powiedzieć, ze wyszłam na prostą, że wreszcie wszystko się ułożyło. Kilkanaście miesięcy wyciętych ze scenariusza mojego życia przeminęło nieodwołalnie, lecz ja postanowiłam nie patrzeć już wstecz. Odcięłam się od wszystkiego, co kiedykolwiek łączyło mnie z moim byłym chłopakiem i dawnym życiem. Znalazłam dobrze płatną pracę, nowe mieszkanie i znajomych. Z dziewczyną, która kiedyś była moją przyjaciółką, już się nie kolegowałam. Zerwała ze mną przyjaźń, gdy drugi raz wylądowałam w Ośrodku. Jednak już się tym nie przejmowałam. Zaczęłam nowe życie, a przeszłość zostawiłam za sobą. Było mi naprawdę dobrze - chodziłam do pracy, spotykałam się ze znajomymi. Ale do czasu...
Do czasy, gdy mój były chłopak ponownie pojawił się w moim życiu.

sobota, 2 sierpnia 2014

Historia

Historia zaczyna się zwyczajnie. 
Chłopak poznaje dziewczynę. 
Ona się zakochuje.
On ją rzuca.
W dalszej części dziewczyna przeżywa załamanie. 
Próbuje się zabić.
Kilkakrotnie.
Jednak zawsze jest coś, co jej w tym przeszkadza.
"Co ty w nim widzisz?"
"Dlaczego po prostu o nim nie zapomnisz?"
Oni nie wiedzą.
Nigdy nie zaznali tak silnego uczucia.
"Przecież w dzisiejszych czasach miłości nie ma!"
Kłamstwo.
Miłość była, jest i będzie.
"Musisz wrócić do życia, opamiętać się!"
To wydaje się takie łatwe.
Kolejne wizyty u psychiatry.
Kolejne dawki prochów.
"To wciąż nie pomaga."
Krzyki, płacz, histeria.
Mija rok.
Przeprowadzka, nowe miejsce, nowy znajomy.
Tym razem jest inaczej.
Trzyma go na dystans.
Nie pozwala się zbliżyć.
"Czy coś jest ze mną nie tak?"
"Och, z tobą jest wszystko w porządku.
To we mnie coś nie gra.
Jestem zepsutą zabawką.
Mnie już nie da się naprawić."
A jednak.
Zaangażowanie, wiara, nadzieja.
"Widzisz?
Wszystko da się naprawić."
Czyżby miłość?
Nie, na to jeszcze za wcześnie.
Miłość jest zbyt mocnym określeniem.
"Przyjaciele?"
"Przyjaciele."
Nie pomógł specjalista.
Nie pomogły leki.
Wystarczyło trochę wiary, trochę więcej uwagi.
"To niemożliwe."
A jednak.
Pierwszy uśmiech, pierwsza tajemnica.
Już nie przyjaciele, lecz powiernicy.
Mija rok.
Wszystko się zmienia.
Na lepsze.
Częste wyjścia, iskra radości.
"Dziękuję, nie wiem kim stałabym się bez ciebie."
Lecz gdy pojawia się szczęście...
"Ja mogłeś?!"
Krzyki, płacz, histeria.
Ponownie. 
Niektóre historie po prostu...
Nie mają szczęśliwego zakończenia.
Nie ważne jak zwyczajnie by się zaczęły.

czwartek, 19 czerwca 2014

Viirus - Wstęp

 BY ASURIA & AIRLIN

Ze stojącego wysoko na niebie słońca lał się wszechogarniający żar. Siedział na gorącym piasku w samych szortach i przyglądał się opalającym dziewczynom. Uwielbiał wakacje, lecz teraz zaczynało mu się nudzić. Znajdował się w Hiszpanii dopiero od kilku godzin, jednak bezczynność zaczynała go irytować. Wstał i kilkoma ruchami otrzepał spodnie z piasku. Ruszył w stronę hotelu, w którym się zatrzymał wraz z rodzicami. W pewnej chwili - wśród wielu osób znajdujących się nad wodą - mignęła mu znajoma ruda czupryna. Choć minęło tyle lat, wciąż doskonale ją pamiętał. Nie zastanawiając się dłużej, pobiegł w jej stronę.

Zręcznie manewrowała pomiędzy tłumem, taszcząc za sobą wielki ponton, który był w stanie pomieścić ze trzy osoby. Ciepłe, hiszpańskie słońce nagrzało materiał dmuchańca do tego stopnia, że zaczął parzyć ją w palce. Na ramieniu zawieszoną miała torbę, raz po raz obijającą się jej boleśnie o uda. W duchu przeklinała dzień, w którym Bóg stworzył słońce. Na co komu ono? Czemu rodzice nie chcieli jechać to Finlandii? Pozwiedzać i poparzyć się w saunach? Tylko musieli wybrać Hiszpanię, wcisnąć ją do samolotu, a po kilku dniach zostawić samiutką w hotelu, gdyż nie była chętna zwiedzić jakiegoś tam kościoła w jakiejś tam miejscowości.

Był coraz bliżej. Teraz wiedział na pewno - to była ona. Długie do pasa, kręcone włosy unosiły się pod wpływem delikatnej morskiej bryzy. Siłowała się z ogromnym pontonem, a torba plątała się jej pod nogami, jednak dla niego wyglądała najcudowniej na świecie. To, że zobaczył ją po tylu latach, napawało go niesamowitym szczęściem. Dzielił ją od niego zaledwie metr, gdy z szerokim uśmiechem na ustach zawołał ją po imieniu.
- Loki!

- A mogłam spiąć włosy - mruczała do siebie po estońsku, przy okazji przyciągając zdziwione spojrzenia. Jej dialekt zdecydowanie był dla tych pomidorowych głąbów niecodzienny. Ha! Ugrofiński, wy latynoskie pomioty.                                         
Nagle usłyszała czyjś krzyk, ktoś wołał ją po imieniu. Rozejrzała się na boki, gdy jednak nikogo nie dojrzała, wzruszyła tylko chudymi ramionami i powędrowała w stronę hotelu.

Jak to możliwe, by go nie rozpoznała? Przecież byli najlepszymi przyjaciółmi do czasu, gdy... No właśnie. Wyprowadził się i zostawił ją samą. Teraz pewnie nie chce mieć z nim nic do czynienia. Ale przecież powinien się z nią chociaż przywitać!
Wymijając ludzi, wreszcie ją dopadł. Złapał za blade ramię i przykleił na twarz szeroki uśmiech.

Wrzasnęła, podskoczyła, ponton z cichym "plask" spotkał się z rozgrzanym chodnikiem, przy okazji jeszcze mocniej ścisnęła torbę, bojąc się, by laptop oraz inne podejrzane urządzonka nie roztrzaskały się lub zostały skradzione przez kręcących się tu stale Romów.

- Uspokój się, dziewczyno! - roześmiał się. - Cześć. Jak dobrze cię widzieć po tylu latach. Wcale się nie zmieniłaś. Wciąż masz tą wstrętną rudą czuprynę - pochylił się, by ją przytulić.

Bezczel, zboczeniec, wariat... Te trzy słówka równocześnie zawirowały jej w głowie. A potem usłyszała "wstrętna ruda czupryna" i już doskonale wiedziała z kim ma do czynienia. Więc bez zbędnych oporów przywaliła mu w splot słoneczny, uśmiechając się od ucha do ucha.
- Chciałeś powiedzieć "gęstą miedzianą czuprynę", czyż nie? Obszczymurze? - warknęła po estońsku, tak aby tylko on mógł ją zrozumieć.

- A nie mówiłem? Wcale się nie zmieniłaś - mruknął rozcierając brzuch. Co jak co, ale siłę to ona miała. - Strasznie dawno cię nie widziałem! Co u ciebie słychać? 
Jako że uważał się za dżentelmena, podniósł z ziemi ponton i oparł się na nim nonszalancko. Jednak nie zorientował się, iż łódka była dmuchana. Stracił równowagę i wraz z pontonem wylądował na ziemi.

Parsknęła śmiechem, widząc upadek przyjaciela.
- Ty też, wciąż jesteś fajtłapą. Wstawaj - pomogła mu się podnieść. - Skoro już tak zaprzyjaźniłeś się z moim pontonem, to go poniesiesz. - Poprawiła torbę na ramieniu i znów skierowała się w stronę hotelu. - Chodź, pokażę ci coś!

Próbując jakoś ukryć zażenowanie, odgarnął z twarzy ciemne kosmyki włosów i przejechał dłonią po karku. Po kilku sekundach uświadomił sobie, że powinien złapać to, przez co upadł na ziemię i ruszyć za przyjaciółką. Dogonił ją bardzo szybko. Prowadziła go do hotelu, w którym tymczasowo mieszkał.

- Słyszałam, że przeprowadziłeś się do Londynu - zagadnęła po chwili milczenia. - Jak tam jest? - drzwi do jej domku otworzyły się ze zgrzytem, klimatyzacja cicho brzęczała nad ich głowami, kiedy zasiedli w kuchnio-salonie.

- Eee... Deszczowo - nie wiedział co odpowiedzieć.
Wspominał jej, że wyjeżdża, ale ich kontakt się urwał. W nowej szkole znalazł innych znajomych, w nowym domu miał wiele zajęć, a nowe miejsce zamieszkania z początku lekko go przytłoczyło. Po bardzo krótkim czasie zapomniał o nudnym i monotonnym życiu w Estonii. A teraz było mu głupio. Po kilku latach spotyka swoją najlepszą przyjaciółkę z rodzinnego kraju, a ta pyta go jak jest w Londynie, bo urwał z nią kontakt. Czuł się podle.
- A u ciebie? Co słychać? - spytał.

- Kojarzysz Eduarda von Bocka? Założyliśmy razem stowarzyszenie ZIA - uśmiechnęła się wesoło, nic nie robiąc sobie z niewielkiej liczby informacji otrzymanych od Ivara.

- Tak, kojarzę gościa. Co to ZIA? - zmarszczył czoło i spojrzał w jej przenikliwie zielone oczy. Była piękna.

- Stowarzyszenie Zrzeszające Informatyków Amatorów - odparła dumnie, potrząsając rudą grzywą... przepraszam, miedzianą. - À propos, miałam ci coś pokazać! - wyciągnęła z torby laptop. Włączyła go, po czym zalogowała się na jakąś podejrzanie wyglądająca stronę o nagłówku "Poczta Gmail". Przejrzała ją pobieżnie, po czym wyłączyła i odłączyła internet. Na pulpicie najechała myszką na folder "ZIA - Saladus", nim zobaczył jego zawartość Loki musiała wpisać prawie 20 cyfrowe hasło (liczył!). - Razem z Eddie'm opracowaliśmy program - folder miał tylko jeden plik - "Viirus". - To komputerowy wirus, zdalnie sterowany. Jeżeli wpuści się go do komputera, można zrobić wszystko: usunąć dane, skopiować je itp. Nie trzeba nawet wychodzić z domu, a gdy jest po wszystkim, wystarczy go usunąć. Jest praktycznie nie wykrywalny - powiedziała z nieukrywaną dumą.

Przyjrzał się uważnie najpierw jej, a potem programowi. Nie miał pojęcia jak go osbsługiwać ani w jaki sposób działa, lecz w jego głowie powoli zaczęła kiełkować pewna myśl. A gdyby tak...? Nie! Nie będzie uciekał się do oszustwa, by wymazać dawne przewinienia! Jednak z drugiej strony, taki program mógł mu zagwarantować czystą kartę na resztę życia. Błyskawicznie podjął decyzję.

Uważnie obserwowała jego reakcję. Liczyła na jakiś okrzyk zachwytu, gratulacje, pocałunek, pytania, prośbę o demonstrację. Ale Ivar jedynie patrzył skołowany, ewidentnie nad czymś rozmyślając.
- Żyjesz tam jeszcze? - trzepnęła go w ramię.

- Eee... Nie... To znaczy, chyba tak. Umiesz to obsługiwać? - spytał, lecz nie czekał na odpowiedź. Oczywistym było, iż jeżeli ona stworzyła ten program, potrafiła się w nim odnaleźć. - Mam poważny problem. Musisz mi pomóc. 
Ostatnie zdanie zabrzmiało bardzo dramatycznie. Dla niego była to ostatnia szansa ratunku.

wtorek, 10 czerwca 2014

One Direction - rozdział 1

 Pisałam będąc w szóstej klasie szkoły podstawowej. Poprawiłam błędy interpunkcyjne. Masakra.
 ~~~
- …No more cryin’ in the rain,
No more tears..
No more tears..
Not again! – zakończyła swoją piosenkę, a na widowni rozległy się brawa.
Skończył się jej ostatni koncert przed wakacjami. Przez przeszło dwa lata pracowała bez przerwy, a teraz miała mieć całe dwa miesiące dla siebie. Jeszcze tylko rozda kilka tysięcy autografów i może jechać, tak jak planowała, do Londynu.
- Kocham cię! Jesteś moją idolką! – słyszała za każdym razem, gdy składała swój podpis na płycie, koszulce, gadżetach i wielu innych rzeczach.
Była szczęśliwa, że ma tylu fanów, ale często ją to irytowało.
Podpisała kolejną płytę.
- Ale więcej uwagi mi nie poświęcisz, prawda? – usłyszała nad sobą znajomy głos.
Podniosła głowę i uśmiechnęła się.
- Przepraszam. Nie wiedziałam, że to ty – wytłumaczyła się i zerknęła za chłopaka. Nie było już fanów. Odetchnęła z ulgą i wstała z krzesła.
- Nie przejmuj się, przecież widzę jaka jesteś przepracowana – uśmiechnął się do niej i podał jej rękę. – Zapraszam cię na kolację. To rozkaz – mrugnął do niej.
- Rozkazów słucham – odwzajemniła uśmiech i skinęła na ochroniarzy, żeby byli w pobliżu.
Nie byli parą, jednak idąc w stronę ulubionej knajpy dziewczyny, trzymali się za ręce. Chłopak spojrzał w ciemne niebo, na którym nie było widać ani jednej gwiazdy. Brunetka powtórzyła jego gest i wtem przez niebo przeleciała smuga białego światła.
- Spadająca gwiazda – szepnął jej do ucha. – Pomyśl życzenie.
- Czy wierzysz w przeznaczenie? – zapytała kierując swój wzrok z nieba na twarz chłopaka.
Kiwnął głową, a ona uśmiechnęła się tajemniczo i weszła do Nando’s. Podeszła do ostatniego stolika w pomieszczeniu i na nic nie czekając, rozsiadła się wygodnie.
- Witamy ponownie! – usłyszała radosny głos Stefano. – Sell, to już dzisiaj czwarty raz! – uśmiechnął się szeroko. – Zaraz będę musiał powiedzieć Niall’owi, że jest dopiero drugim najczęściej odwiedzającym to miejsce klientem.
- Stefano, mnie też miło cię widzieć i nie, nie musisz nic mówić blondynowi, bo po kolacji idziemy do hotelu, a jak ci pewnie wiadomo chłopaki mieszkają razem – uśmiechnęła się grzecznie. – To co zwykle, razy dwa – dodała.
- Sell, a co zamawiasz zwykle? – wtrącił się brunet niepewnie.
- Duszone ślimaki – odpowiedziała poważnie, lecz widząc minę chłopaka wybuchnęła śmiechem. – Zestaw obiadowy, cheeseburger, duże frytki, colę, sałatkę i sos…
- I ty to wszystko w sobie pomieścisz?! – wykrzyknął, a ta nadal się uśmiechała.
- Ma się ten talent, Liam – odgarnęła włosy z twarzy.

(Kilka dni później, Londyn)
- No, jak długo można spać?! – usłyszała przy uchu wrzask.
Naciągnęła na głowę kołdrę.
- Dajcie mi spokój, właśnie biorę ślub z Robertem Pattinsonem, a wy mi kurde w ceremonii przeszkadzacie – mruknęła na tyle głośno, by ją usłyszano.
- Co?! Zdradzasz mnie we śnie z wampirem?! – do pokoju wpadł kolejny chłopak.
- Boże, dajcie mi w spokoju powiedzieć „tak”, bo zaraz mi Rob z przed ołtarza ucieknie! – jęknęła i przewróciła się na drugi bok, co nie było dobrym pomysłem, ponieważ spała na kanapie i  - zaplątana w kołdrę - od razu zwaliła się na podłogę.
 Głucho jęknęła i groźnie łypnęła na trójkę chłopaków stojących obok kanapy i śmiejących się z niej bezczelnie.
- Ja wam dam, zobaczycie, tylko zjem śniadanie, skorzystam z łazienki, uczeszę się, ubiorę… – mruczała zdenerwowana i zaczęła wyplątywać się z kołdry, co wcale jej nie wychodziło. – A może by mi tak ktoś pomógł?! – warknęła rozdrażniona.
Dlaczego była zła? Przerwano jej cudowny sen, do tego spadła z kanapy i nie umiała się wyplątać z pościeli. Wystarczający powód?
Louis podszedł do niej i wyciągnął ją z „potrzasku”, cicho się przy tym śmiejąc.
- Co wy dzisiaj w takich świetnych humorach, co? No chyba nie cieszycie się z tego, że popsuliście mi dzień? – w końcu się uśmiechnęła i sięgnęła do swojej torby, żeby wyjąć z niej jakieś ciuchy i świeżą bieliznę. – I zastrzegam, że kolejnej nocy nie będę spędzać na kanapie. Może prześpię się u Liama? Jedynego normalnego w tym domu – powiedziała i ruszyła do łazienki.
Chłopcy wybuchnęli śmiechem.
- Liam, zrobię ci medalion z ziemniaka z napisem „Najnormalniejszy w domu” – powiedział Harry, lecz ona nie zwracała już na to uwagi.
Weszła do łazienki i zamknęła ją od środka, żeby czasem jakiś głupi pomysł nie strzelił do głowy Louisowi i Harry’emu.
Ściągnęła z siebie top, krótkie spodenki i majtki – zestaw w którym spała i wrzuciła do kosza na brudy. Jeżeli ma się u nich zatrzymać na dłużej, to niech wypiorą jej rzeczy. Na tę myśl uśmiechnęła się do siebie i weszła pod prysznic. Nie zajmowała łazienki długo. Po dziesięciu minutach była już sucha i zakładała na siebie ciuchy.
- Gdzie się podziała moja bluzka? – zapytała samą siebie, a po dłuższych poszukiwaniach przyszło jej na myśl, że mogła jej nie wyjąć z torby. – No dobra. Przecież już dużo razy widzieli mnie w bikini – mruknęła do siebie i wyszła z łazienki.
Na widok Seleny w dolnej części garderoby i samym biustonoszu, Zayn zmarszczył czoło.
- Nie wydaje mi się, żeby było aż tak ciepło, by chodzić po domu w staniku – powiedział ze śmiechem, na co Sell tylko machnęła ręką.
Otworzyła torbę i zaczęła w niej grzebać. Nim dokopała się do koszulek, w jej ręce wpadły męskie bokserki.
- Co do…? – wyciągnęła je z torby i spojrzała na sznurek kotków ciągnących się przez całe bokserki.
Za sobą usłyszała śmiech wszystkich pięciu chłopaków.
- Pewnie Bieber ci je tam włożył, jak z nim zerwałaś. Na pamiątkę waszych długich nocy – Harry poruszył znacząco brwiami, a Sell rzuciła w niego bokserkami.
- Ty jesteś zboczony – pokręciła głową i mimowolnie się uśmiechnęła.
- Czyli jednak coś było? – wtrącił się Niall, a brunetka uniosła ręce do góry.
- Boże, daj mi cierpliwość, bym nie zniszczyła im tych pięknych mordek! – powiedziała w sufit, a chłopcy znowu się zaśmiali.
Po śniadaniu, które zrobił Harry popisując się umiejętnościami kucharskimi, Liam rozłożył się w salonie na kanapie i włączył telewizor.
- Ja to bym zjadł batona – przysiadł się do niego Niall, a Liam wzniósł oczy do góry.
- Ty to byś zawsze coś jadł! – powiedziała Selena i oparła się o kanapę. – A właśnie. Jak jesteśmy przy Niallu, to miałam mu przekazać, że jestem częstszym gościem w Nando’s – uśmiechnęła się zwycięsko.
- To już wiem dlaczego ostatnio tak przybrałaś na wadze – podsumował Louis, a Sell zrobiła oburzoną minę.
- A wiesz co ja wiem? – zwróciła się do niego z dziwnym błyskiem w oczach. – Że ostatnio twój spodenkowy przyjaciel się bardzo skurczył – uśmiechnęła się, a chłopcy wybuchnęli śmiechem.
- To było dobre – Harry przybił z brunetką piątkę.
- I ty kochanie przeciwko mnie?! Do czego to doszło?! – wydarł się Marchewa.
- Do tego, że Harry ma zamiar uwieść Sell? – wtrącił Zayn, lecz nagle zrobił przerażoną minę. – Ups. Niechcący się wygadałem… Sorki Harry! – mulat ze strachem wybiegł z pokoju, a Loczek puścił się za nim biegiem.
- Harry sobie poszedł. Kto się ze mną do kina wybierze? – uśmiechnęła się szeroko i rozsiadła się na oparciu fotela, na którym zdążył usiąść Louis.
Puścił jej złowrogie spojrzenie za komentarz na temat jego „spodenkowego przyjaciela”, ale nie zrzucił jej z fotela.

Wywiad o Persiaku

Airlin: Co jest takiego ciekawego w Percym Jacksonie, że stałaś się taką wielką i żarliwą fanką? 
Asuria: Po pierwsze: jest nawiązanie do mitologii greckiej, a ja zawsze w jakimś sensie lubiłam ją, po drugie: poczucie humoru autora jest naprawdę niesamowite, wszystko potrafi obrócić w żart. Dobrze się czyta, to jest chyba najważniejsze w takich książkach młodzieżowych. 
A: Kto jest twoją ulubioną postacią? 
As: Leo Valdez, ale on pojawia się dopiero w drugiej serii. Bardzo fajnie, że nowi bohaterowie dochodzą i starzy też są. 
A: Ale mógłby być wcześniej. 
As: Dokładnie! Z pierwszej serii najbardziej podobał mi się Percy - główny bohater i Rachel – wyrocznia. Wracając do Leo. Lubię go za jego poczucie humoru, za jego dziwną przeszłość, za jego nadzwyczajne moce. 
A: Biorąc pod uwagę to, iż ja też tam trochę się udzielam w fandomie „Demigods”, tak nazywają się fani Percy’ego Jackson’a, wiem że są domki. Fani przypisują się do domków, więc proszę opowiedz nam jak to jest być w domku boga, który mimo iż nie może, ma najwięcej dzieci… to jest Hadesa. 
As: Może najpierw wyjaśnię o co chodzi z tymi domkami. Jest obóz herosów i w tym obozie dla każdego boga jest przynależny jeden domek. Tam mieszkają jego dzieci. Po pierwszej serii tych domków oczywiście doszło, bo Percy prosił Zeusa o to, aby uznawali każde dziecko. Ja należę właśnie do domku Hadesa, w książce jest tylko jedno jego dziecko. 
A: A w realu prawie 300! 
As: Czuję się córką Hadesa, zawsze pociągało mnie zabijanie ludzi w opowiadaniach. 
A: Wychodzisz na psychopatkę. 
As: Ci! I może dlatego. 
A: Ja należę do domku Hermesa, jednego z najlepszych! My hermesiątka trzymamy się razem. Co denerwuje cię w tej serii? Troll wujka Ricka (autor Percy’ego Jacksona – Rick Riordan)? 
As: Tak, jego kompletny trolling. To jest po prostu straszne, co on z nami robi. Najbardziej jednak denerwuje mnie, że w drugiej serii pojawia się Jason. Jest protektorem drugiego obozu herosów, Camp Jupiter i bardzo nie podoba mi się; że jest na takim samym poziomie jak Percy, bo w pewnym momencie zaczynają się kłócić. Zawsze jestem za Percym, więc oczywiście trzymam jego stronę. 
A: Czy czytałaś jeszcze inne dzieła Ricka Riordana? 
As: Czytałam dwie dodatkowe książki, choć to są w sumie trzy. Pierwsza to „Archiwum Herosów”, następnie „Pamiętniki półbogów”, jest jeszcze trylogia o bogach Egipskich „Kroniki rodu Kane”. Jest jeszcze jedna książka, ale nie pamiętam tytułu. 
A: No to tyle, dziękuję za wywiad. I na koniec…. Yo Percy, have you wanna fish? 
As: Team Leo!

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Coś na kształt polemiki do gazetki szkolnej

Zuza vel Airlin: Gdzie chciałabyś spędzić swoje wymarzone wakacje?
Asuria: Najchętniej pojechałabym w ciepłe miejsce. Gdzieś na plażę, nad wodę, gdzie można by usiąść z książką i odpocząć. A ty?
Z: Hmm, najchętniej do Japonii albo Chin! Ale że to niemożliwe, więc teraz bardziej interesują mnie kraje nordyckie. Zimno, ciepły kominek, dużo do zwiedzania, nie spalę się na słońcu. To dziwne że wszyscy raczej wolą ciepłe miejsca, a ja zimne. Nie lubię słońca, chyba jestem wampirem :D
A: Musiałabyś jeszcze błyszczeć w słońcu, a na śniadanie wypijać szklankę szkarłatnej krwi xD. Co najbardziej pociąga cię w wakacjach?
Z: Nieograniczony czas wolny, możliwość zwiedzenia różnych miejsc z rodziną, spotkania ze znajomymi, by powłóczyć się wieczorkiem i dać zjeść komarom. O ile same wakacje lubię, to już pory roku nie, za dużo robaków, a ty jak uważasz?
Co tobie się podoba w wakacjach?
A: Ja również uważam, że latającego paskudztwa jest zbyt wiele. Nie lubię wszystkiego co małe, ma więcej niż dwa odnóża i potrafi unieść się w powietrze. A w wakacjach chyba najbardziej podoba mi się fakt, iż mogę położyć się spać o naprawdę późnej porze i ze świadomością, że rano nie trzeba wstać i iść do szkoły. Ponadto uwielbiam tony lodów, które zjadam każdego lata! <3‎
Z: Najgorsze, gdy w środku nocy nagle nad uchem słyszysz takie "yiyyyy" i już wiesz, że zaraz zacznie się polowanie! Z klapkiem w ręku, czuję się jak Włochy z białą flagą wymachujący przed wojskami Anglii.
Wakacje wakacjami, ale jak wygląda końcówka roku szkolnego dla ciebie?
A: Końcówka końcówek? Głównie siedzę na lekcji, lecz jestem kompletnie nieobecna. Nauczyciele na siłę próbują wbić nam do głowy kolejne metody obliczania czegoś albo funkcji oka, ale my jesteśmy zbyt zajęci myśleniem o wakacjach. Ja oczywiście staram się słuchać i zapamiętywać poszczególne informacje, ale w wszechogarniającym cieple i przy ostrym słońcu świecącym prosto w oczy - nie zawsze się da. A ty? Jak postrzegasz koniec roku?
Z: Podobnie. Nagle na głowę zwala mi się tona sprawdzianów i niezałatwionych spraw. A samo przebywanie w tym dużym piekarniku, osobie takiej jak ja, czyli podatnej na zmiany temperatur, jest zdecydowanie nie na rękę. To wręcz istna tortura! Myślę jednak, że wycieczki oraz liczne zastępstwa jakość mnie udobruchały :D. Nie mogę się doczekać, aż pojedziemy do kina i na kręgle!
A: Też cieszę się z wycieczek! Ogółem bardzo podobają mi się zastępstwa, a w szczególności lekcje, na jakich oglądamy filmy albo mamy czas dla siebie. A co myślisz o zbliżającym się Dniu Sportu? Mnie jakoś nie za bardzo kręci.
Z: Trochę bezsensu, dla mnie Dzień Dziecka raczej nie kojarzy się z bieganiem za piłką lub czymś w tym rodzaju, dla intelektualisty to żadna zabawa, a nią ten dzień powinien być, czyż nie? Wolałabym coś w stylu wyjazdu do kina lub spędzenia czasu z klasą w kreatywniejszy sposób.
A: Jednak dla większości uczniów Dzień Sportu jest bardzo atrakcyjną ofertą. Mogłabym nawet powiedzieć, że przynajmniej dziewięć dziesiątych uczniów jest z niego bardzo zadowolona. No i w końcu nie ma lekcji, a na taką wiadomość każdy się przecież cieszy. :D Więc, pomimo iż ten dzień nie jest dla mnie interesującą atrakcją, to i tak jestem bardzo zadowolona ze zorganizowania go.
Podsumowując, bardzo cieszymy się ze zbliżających się coraz większymi krokami wakacji, lecz w szkole, pomimo upału i nowego materiału na wielu przedmiotach, również dobrze się czujemy.
Z: Vee~